login:     hasło:       zapomniałem/am hasła
Piękne Złote Gody - Gazeta Chojnowska w ramach portalu E-Informator.pl



artykuły:

ostatnie
popularne
komentowane
regulamin
archiwum PDF
stopka redakcyjna
ogłoszenia
podgląd artykułów
podgląd komentarzy



Piękne Złote Gody




4 i 12 grudnia trzy chojnowskie pary, po 50 latach ponownie stanęły przed urzędnikiem państwowym, by podziękować sobie za pół wieku miłości i wspólnego pożycia małżeńskiego. W imieniu Prezydenta RP medale wręczył Szacownym Jubilatom Burmistrz Jan Serkies.


Bolesława i Jan Klimek

(szerokość: 640 / wysokość: 427)


(szerokość: 375 / wysokość: 442)

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ona zwróciła na niego uwagę kiedy ujrzała go z okna bloku na wrocławskim osiedlu, on kilka dni później mijając ją na ulicy. Ich spojrzenia spotkały się, a serca jednocześnie zaczęły bić mocniej. Bolesława miała wtedy 18 lat Jan 23. Piękna nastolatka od razu zauroczyła młodego rezerwistę a i on - wysoki, przystojny, postawny - zrobił na niej ogromne wrażenie. Mimo to nie reagowała na zaczepki na ulicy. Kokieteryjnie udawała, że jej nie zależy. Kolejne "przypadkowe" spotkania doprowadziły w końcu do krótkiej rozmowy, potem upragnionej randki. Od początku doskonale się rozumieli, od początku oboje wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. Nie było zatem powodu, by odkładać zaręczyny i ślub. Po trzech miesiącach znajomości, przed urzędnikiem państwowym i kapłanem w kościele powiedzieli sobie TAK.


Nowożeńcy zamieszkali z jej rodzicami -  tymczasowo, potem okazało się, że na 18 lat. W tym czasie na świat przyszły dzieci - najpierw córka, potem syn. Bolesława pracowała w gastronomii, Jan w branży gazowniczej, potem prowadzili też własny biznes. Wiodło im się dobrze. W wielopokoleniowym domu było gwarno, wesoło, rodzinnie. Zawsze też było z kim zostawić dzieci. Małżonkowie często to wykorzystywali, bo po ciężkim tygodniu pracy, licznych obowiązkach domowych, lubili potańczyć, spotkać się ze znajomymi. Wielką przyjemność sprawiały im także rodzinne wczasy, wycieczki, wypoczynek na rekreacyjnej działce. Bolesława dodatkowo udzielała się społecznie. Była wiceprzewodniczącą wrocławskiej Ligi Kobiet, a Jan bardzo często wspierał ją, pomagając przy organizacji różnego typu przedsięwzięć.


(szerokość: 640 / wysokość: 427)


Po kilkunastu latach mogli przeprowadzić się do własnego M-4. Szybko jednak okazało się, że trzypokojowe mieszkanie, kiedy dzieci "wyszły" już z domu, stało się za duże. Postanowili je sprzedać i wyprowadzić się do… Chojnowa. Znali to miasteczko, bo mieszkała tu, ich do-rosła córka. Gród nad Skorą zawsze wydawał im się enklawą spokoju i siedliskiem dobrych ludzi. Nie pomylili się. Mieszkają tu od 5 lat i zgodnie twierdzą, że przeprowadzka z Wrocławia do Chojnowa, to jeden z bardziej trafionych życiowych pomysłów. Wciąż są aktywni. Bolesława zaraz po przyjeździe do Chojnowa zapisała państwa Klimek do Związku Emerytów i dziś nie wyobrażają sobie wspanialszego życia. Są razem, nadal lubią wspólne wycieczki, wspólne zabawy i spotkania z przyjaciółmi, których w Chojnowie mają wielu, relaksują się na wypielęgnowanej działce. Doczekali się wnuka, wnuczki i dwójki prawnucząt.

A jaka jest ich recepta na tak zgodne długo-letnie pożycie małżeńskie:

- Wzajemny szacunek, zrozumienie i wspieranie się kiedy dobrze i kiedy źle - mówi szacowna Jubilatka.

- A kiedy czasami zdania są podzielone i dochodzi do sprzeczki, bezwarunkowo należy się jeszcze tego samego wieczora pogodzić - dodaje Jubilat.

 

Teresa i Tadeusz Wierzbiccy


(szerokość: 640 / wysokość: 427)


Poznali się na prywatce u jej koleżanki. Dziś pan Tadeusz otwarcie mówi, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Jej uroda i sposób bycia urzekły go od pierwszej chwili i już wtedy był pewien, że to Ta Jedyna. Ona potrzebowała znacz-nie więcej czasu, by przekonać się do nowego znajomego. Półtora roku młody Tadzio starał się o względy pięknej Teresy. Przekonał ją nienagannym zachowaniem, urokiem osobistym i troską. Pół roku pó(szerokość: 640 / wysokość: 427)źniej wzięli ślub. Jak większość ówczesnych młodych małżeństw zamieszkali z rodzicami. W tym czasie budowali dom dla swojej rodziny i po pięciu latach mogli wspólnie z synem i córką wprowadzić się do swoich "czterech ścian". 

Kolejne lata mijały niepostrzeżenie. Dom, praca, dzieci… - nie wiedzieć kiedy rok upływał i zaczynał się kolejny. Oboje pracowali zawodowo, oboje w chojnowskiej papierni. Ona na sortowni, on na papierniczych maszynach. W wolnych chwilach zawsze lubili spacerować - razem lub z dziećmi. Piesze wycieczki odprężały, zbliżały i pozwalały na chwile wytchnienia. Nie stronili od towarzyskich spotkań. Dansingi w lokalach czy zabawy na prywatkach także należały do ich ulubionej rozrywki. Dziś życie zdecydowanie zwolniło. Mają więcej czasu wyłącznie dla siebie, więcej chwil na zasłużony wypoczynek. Państwo Wierzbiccy są dziadkami dla 2 wnuków i jednej wnuczki i to jest teraz ich największa radość. Pragną szczęścia dla dzieci i wnucząt, a sobie życzą zdrowia i… kolejnego takiego jubileuszu.

Na pytanie o receptę na długoletnie, trwałe pożycie odpowiadają - zrozumienie, cierpliwość i zgoda.

 

Elżbieta i Mirosław Turek


(szerokość: 640 / wysokość: 427)


Znali się od dziecka. Ich rodziny - dokładnie jego siostra i jej matka - przyjaźniły się, Mirek poznał Elę kiedy miała 12 lat. Wtedy jeszcze jednak niewiele przemawiało za tym, że połączy ich małżeńska przysięga. (szerokość: 375 / wysokość: 250)

Amor wystrzelił strzałę nieco później i trafił nią Miro-sława. Kiedy ujrzał starszą już koleżankę, wtedy uczennicę częstochowskiego liceum, student politechniki stracił dla niej głowę. Piękna, zgrabna licealistka podbiła serce Mirka. Jej także przystojny młodzieniec wpadł w oko i tak, po kilku randkach stali się parą. Wkrótce odbyły się zaręczyny, a po nich piękny ślub. Do 1973 roku mieszkali w Częstochowie. Tego lata urlop spędzali w Łebie i to tam właśnie, w nadmorskiej miejscowości, pan Mirosław otrzymał propozycję objęcia poważnego stanowiska w chojnowskim Dolzamecie. Nie zastanawiali się długo. Propozycja była interesująca i obejmowała roczny, ewentualnie dwuletni okres umowy. Oboje się zgodzili, oboje też podjęli pracę w Dolzamecie. Rok zamienił się w dwa, a dwa w ponad 40. Chojnów stał się zatem ich domem. Tu poznali przyjaciół, tu szczęśliwie mijał im czas, tu wychowywały się ich dwie córki, które w grodzie nad Skorą też założyły swoje rodziny. Czworo wnucząt absorbuje, nie na tyle jednak by nie mieć czasu dla siebie wespół i dla siebie wyłącznie.

- Uważamy się za ludzi szczęśliwych, zrealizowanych i uczuciowo związanych - mówi pani Elżbieta - A to jest niezbędne w długim związku.


***

Szanujmy się zatem, ceńmy, kochajmy, a szczęście nas z pewnością nie opuści. Wszelkiej pomyślności, wielu jeszcze życiowych wrażeń i kolejnych jubileuszy życzy Redakcja G.Ch.




eg
Napisz swój własny komentarz
Tytuł:      Autor:

serwis jest częścią portalu www.E-Informator.pl przygotowanego przez MEDIART © w systemie zarządzania treścią CMS Kursorek | Reklama