login:     hasło:       zapomniałem/am hasła
Chojnowski felietonik - "DOKTOR TAKSÓWECZKA" - Gazeta Chojnowska w ramach portalu E-Informator.pl



artykuły:

ostatnie
popularne
komentowane
regulamin
archiwum PDF
stopka redakcyjna
ogłoszenia
podgląd artykułów
podgląd komentarzy



Chojnowski felietonik - "DOKTOR TAKSÓWECZKA"



      W okresie letniej kanikuły łatwo (zwłaszcza, gdy chodzi o dzieci) o skaleczenie, zadrapanie czy nawet zakażenie związane z przedostaniem się bakterii do organizmu. I tak właśnie przypuszczaliśmy, kiedy moja kilkuletnia wnuczka przyszła z podwórka utykając na lewą nóżkę. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi, ale jednak kuśtykanie było coraz bardziej widoczne. Obejrzałem nóżkę. Na wysokości dużego palca było, cóż, trudno w pierwszym momencie powiedzieć, ale coś w rodzaju skaleczenia i to skaleczenia obustronnego. Tak, jak gdyby dziecko nadepnęło na drut, gwóźdź, czy coś podobnego. Mniej ciekawie wyglądało to po przemyciu rany. Tym bardziej - wybaczcie mi Państwo, ale chyba w sytuacji, gdy się jest dziadkiem i jest się (może) bardziej uczulonym na zdrowie wnuków. Poza tym miałem wrażenie, że od rany ku kostce pojawiać się poczęła sina pręga, co świadczyłoby o zakażeniu...
       Ponieważ pod ręką miałem tylko telefon komórkowy, wywołałem numer 112. Połączenie otrzymałem niemal natychmiast. Po przedstawieniu sprawy połączony zostałem z Pogotowiem Ratunkowym w Legnicy. Zgłoszenie zostało przyjęte, nawet bardzo poważnie. Po ustaleniu, że jestem z Chojnowa, dyspozytorka poinformowała mnie, że w tym dniu pod telefonem stacjonarnym w chojnowskim pogotowiu dyżuruje doktor (padło nazwisko, ale z nerwów nie chwyciłem jego brzmienia), który udzieli dziecku pierwszej pomocy. Doktor (jak wiadome było w legnickiej dyspozytorni) akurat jest w terenie, a więc zadzwonić miałem za około pół godziny.
       W międzyczasie opatrzyłem dziecku nóżkę, po czym dokładnie jeszcze raz obejrzałem. Pręga, wydawało mi się, nie powiększała się. Trochę, więc mnie to uspokoiło.
       Po pół godzinie zadzwoniłem (nadal z komórki) na numer chojnowskiego pogotowia. Głos doktora wydał mi się nawet całkiem, całkiem sympatyczny. Jednak tylko, do momentu, kiedy przedstawiłem mu sprawę. "Pan doktor" polecił mi... udać się z dzieckiem do szpitala w Legnicy. Na moją nieśmiałą uwagę, czy raczej nie wypadałoby lekarzowi osobiście pofatygować się na wezwanie i obejrzeć ranę, usłyszałem. "Proszę pana, ja nie jestem taksóweczka!" Na pytanie czy na poprzednim wezwaniu był może taksówką, "szanowny pan doktor" rozpoczął wykład w temacie, który krótko ująłbym tytułem: "Opieka ludzi dorosłych nad dziećmi" ze szczególnym podkreśleniem roli dziadków w tej kwestii. Rozmowa przybierała coraz mniej przyjemny obrót. Dałem więc spokój. Ale w stresie, w jakim się znajdowałem zdążyłem na pożegnanie jeszcze zaaplikować zdanie "Dobranoc, doktorku Taxi!" i przycisnąłem wyłącznik telefonu. Byłem wściekły. Bo, po pierwsze, czas wyczekiwania na połączenie z chojnowskim pogotowiem, po drugie, sprawa zagrożenia, być może nawet życie dziecka. I w efekcie, sprawa potraktowanie mnie przez młodego (sądząc po głosie) "doktora taksóweczki".
       Nie pierwszy to przypadek, kiedy chojnowskie Pogotowie Ratunkowe wykazało się - przykro powiedzieć - indolencją, nie mówiąc o niegrzeczności. Bo jak można było potraktować zachowanie młodego człowieka, który, jak by nie było, chyba nie tak dawno złożył przysięgę Hipokratesa? I, być może, że moja reakcja mogła być potraktowana jako panikowanie, ale... Lepiej na zimne dmuchać. Fakt, że dziecku nic się nie stało, ale... Czy naprawdę musiało? Pozostawiam bez komentarza...
       Wydarzenie miało miejsce w minioną sobotę, a opisany fakt, jest niestety, autentyczny.


KADŁUBEK
Napisz swój własny komentarz
Tytuł:      Autor:

serwis jest częścią portalu www.E-Informator.pl przygotowanego przez MEDIART © w systemie zarządzania treścią CMS Kursorek | Reklama