Z cyklu - ludzie z pasją - Gazeta Chojnowska w ramach portalu E-Informator.pl



artykuły:

ostatnie
popularne
komentowane
regulamin
archiwum PDF
stopka redakcyjna
ogłoszenia
podgląd artykułów
podgląd komentarzy



Z cyklu - ludzie z pasją



Lead, swing, team, wheel - te obco brzmiące określenia, to nazwy pozycji psów w zaprzęgu. O funkcjach poszczególnych osobników, zasadach prowadzenia, sposobie trenowania i walorach tego sportu wie najwięcej w naszym mieście wieloletni masher - przewodnik zaprzęgu - Tadeusz Rybczyński.

 

Gazeta Chojnowska - Psie zaprzęgi nie są u nas popularnym hobby. Skąd pomysł na takie zajęcie?

Tadeusz Rybczyński - Pierwszy pies trafił do naszego domu ze względu na córkę . Ewa jest dzieckiem z porażeniem mózgowym. W dogoterapii najlepiej sprawdzają się husky, dlatego tę rasę wybrałem. Dużo czytałem o tych psach. Dowiedziałem się, że to zwierzęta stadne, genami zbliżone do wilka, dlatego postanowiłem wziąć drugiego i z myślą także

o swojej kondycji zacząłem biegać z psami, jeździć rowerem, itd. Po kilku latach poznałem kolegę z Wrocławia, który jest zapalonym zaprzęgowcem. Zainteresował mnie tematem i połknąłem bakcyla.

 

G.Ch. - Kilka lat temu założył Pan w naszym mieście Klub Psich Za-przęgów Sfora Chojnów. Powodowała Panem miłość do husky czy duch sportowy?

T.R. - Wszystkiego po trosze. I moje ADHD. Udało mi się znaleźć podobnych pasjonatów na naszym terenie. Założyliśmy klub. Nieformalny, ale nie o to przecież chodzi. Wolimy się bawić i czerpać przyjemność z treningów niż "siedzieć w papierkach". Kiedyś jeździliśmy na zawody - Międzynarodowe Zawody Psich Zaprzęgów o "Złoty But" Przytkowice 2010, Puchar Polski Dogtrekking 2009 Pawełki, Złoty Stok i Brenna koło Szczyrku, Dogtreking Rodzinny, Dogtrekking Chełmsko Śląskie 2016. Cały czas dążyłem do tego, żeby coś zrobić w naszym mieście, ponieważ zawody psich zaprzęgów najczęściej organizowane są około 300 i więcej km od Chojnowa i trwają zawsze dwa dni. Praca i obowiązki rodzinne nie zawsze pozwalają na takie wyjazdy. Dlatego spełniamy się na treningach, podczas wspólnych biwaków i na warsztatach w szkołach lub przedszkolach, gdzie jesteśmy zapraszani.

Czasem bywa chwila przerwy, nuda..., ale nie na długo. Zaczynam biegać załatwiać to i owo i znów czuję się cudownie. Krew buzuje, umysł pracuje, znowu czuję, że żyję. Taki jestem, ciągle muszę mieć cel... Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie moi koledzy i koleżanki z klubu. Mam tylko dwa psy, gdyby nie oni, nigdy nie spełniłbym marzenia powożenia zaprzęgiem złożonym z sześciu psów. Spotykamy się raz lub dwa razy w tygodniu w lesie, trenujemy, palimy ognicha i pieczemy kiełbaski, nawet w minusową temperaturę. Na co dzień pracuję ciężko 6 dni w tygodniu. Zaprzęgi dają mi poczucie spokoju, wolności, odrywają od spraw codziennych choć na chwilę.

 

G.Ch. - Wiem, że bliscy podzielają Pa-na pasję. Na ile się angażują?

T.R. - Żona jest na każdym treningu, pomaga przy psach, biega z psem. W pełni popiera to, co robię. Jest wspaniała - która inna by wytrzymała moje pomysły? Syn kiedyś z nami jeździł na zawody, troszkę biegał ze mną. Ale jednak nie kręci go do końca psi zaprzęg. Wywrócił się kiedyś z psem na rowerze i może dlatego. Córka Ewa natomiast z ochotą bierze udział w zawodach. Wspólnie np. zdobyliśmy 11 miejsce w rodzinnej rywalizacji, przemierzając 11 kilometrów w górach - w tej dyscyplinie nawet wózek inwalidzki nie ogranicza.

 

G.Ch. - Inne zainteresowania?

T.R. - Zaraz po zaprzęgach - góry. Jak tylko znajdę czas, wybieram się sam lub

z rodziną w górskie plenery. Upodobałem sobie góry Izery Polskie i Czeskie. Najchętniej wybieram się tam na kilkudniowe wyprawy. Powinienem to nazwać wycieczkami z nutką survivalu czy Bushcraftu. Różnica między nimi jest taka, że survival to nagłe znalezienie się w sytuacji kryzysowej i usiłowanie szybkiego powrotu do cywilizacji. Bushcraft to zamierzone pójście w dzicz i życie tam jakiś czas w zgodzie z naturą, nie wadząc jej. Na ostatniej samotnej wyprawie (no nie całkiem, bo z psem - wszędzie za mną łazi) idąc już przed zmierzchem nie martwiłem się gdzie będę spał, ponieważ jeśli nie dojdę do jakiejś wiatki (w Izerach jest kilka) mam w plecaku hamak woj-skowy, krzesiwo, kieszonkową kuchenkę turystyczną. Potrafię rozpalić ognisko na kilka sposobów, znam rośliny jadalne rosnące wszędzie i nazywane często chwastami, itp. Po nocy pakuję się i idę w dalszą drogę, tak często ok. 40 km w dwa dni. Te wyprawy, to rodzaj (jak powie-działa mi znajoma) "totalnego odmóżdżenia". Nie ważne, gdzie będę spał, na pewno dam sobie radę. I to jest piękne, idę nie martwiąc się niczym, tylko chłonę widoki i czerpię przyjemność z kontaktu

z naturą. Jeszcze niedawno lubiłem także długodystansowe biegi. Niestety liczne kontuzje plus druty w kolanie skutecznie wy-kluczyły mnie z biegania.

 

G.Ch. - Ma Pan jakieś marzenia zwią-zane ze swoją pasją?

T.R. - Tak. Jeśli chodzi o zaprzęgi, to chciałbym kiedyś założyć coś w stylu traperskiej osady z psami. Marzy mi się także tydzień na dzikiej północy Norwegi lub Finlandii.

 

G.Ch. - Czego życzy się masherom?

T.R. - Dużo śniegu zimą. To pragnienie chyba każdego mashera.

 

G.Ch. - Życzymy zatem białych, zaśnieżonych tras, uruchomienia osady traperskiej i wspaniałej przygody w naturalnym środowisku skandynawskich terenów.



(szerokość: 190 / wysokość: 126)  (szerokość: 190 / wysokość: 103)  (szerokość: 190 / wysokość: 142)  (szerokość: 190 / wysokość: 190)



(szerokość: 375 / wysokość: 499)                                      (szerokość: 375 / wysokość: 666)







Napisz swój własny komentarz
Tytuł:      Autor:

serwis jest częścią portalu www.E-Informator.pl przygotowanego przez MEDIART © w systemie zarządzania treścią CMS Kursorek | Reklama